środa, 11 lutego 2015

Wróciłam, siadłam i poczułam potrzebę obnażania poprzez słowa. Za plecami zostawiłam sąsiadów, tłumy w "Biedronce", samochody z kierowcami o różnych minach, a także miłe panie ekspedientki w osiedlowym spożywczaku, w zasadzie powinnam napisać w świątyni pożerania (coś na kształt świątyni dumania, prawie). Ciężkie niebo straszy i tak już przerażonych mieszkańców miasta. My - ludzie - zbyt łatwo dajemy sobie wmówić, że nadciągają  gorsze czasy. Chyba to na swój sposób lubimy. Pławimy się w narzekaniu.
- " Co słychać? "
- "A nic dobrego, tu mnie boli, sąsiad nieuprzejmy, dzieci nieczułe, mąż szkoda gadać..."
Litania rozwija się, rozciąga, pęcznieje. Do głowy nam nawet nie przyjdzie, że można inaczej.
-"Co słychać?"
- "Dziękuję, wszystko dobrze. Mam wspaniałe życie. Każdego dnia doświadczam czegoś nowego, sprawdzam poszukuję, tyle możliwości, tylu wspaniałych ludzi."
Zapachniało utopią, aż w nosie wierci. Ale dobrze jest pomarzyć, a nuż marzenie się spełni? Kto wie?
Mamy jedno życie, a trawimy je na zaspokajaniu przyziemnych potrzeb.
Obrazek z dzieciństwa.
Leżę na trawie, leniwie gryzę soczyste źdźbło, słońce pali, ale to całkiem przyjemne. Wdycham zapach lata. Kto by pomyślał, że będzie to jedno z najwspanialszych wspomnień. Szukam tych doznań, ilekroć znajdę się na zielonym skwerze...
"Przy całej złudzie i znoju jest to piękny świat"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz