poniedziałek, 27 czerwca 2016

Poranny chłód wdziera się do pokoju...W głowie tkwi myśl, którą trzeba utrwalić, by później, gdy będzie źle, sięgać po nią jak po koło ratunkowe. Ludzie są piękni i dobrzy! Tydzień skrajnych doświadczeń - od potwornego strachu o życie najbliższego mi człowieka po euforię i wzruszenie - pozwolił mi przypomnieć sobie tę prawdę. Gdy rozsypała się moja poukładana rzeczywistość, zewsząd płynęły deklaracje pomocy. Dużo krzepiących słów i gestów. Dziękuję.

środa, 22 czerwca 2016

Oglądać swoje życie jak film. Kadr po kadrze. Decydować,  działać, myśleć poza ciałem...poza sobą. Kilkadziesiąt godzin życia w zawieszeniu. Oderwałam się od samej siebie, odkleiłam. Pastele szpitalnej ściany nie sprzyjają bliskości, ale to nic. Widok dobrze znanego ciała, dźwięk głosu, spłoszone spojrzenie wystarczą za wszystkie klejnoty. Cud obcowania z najdroższym przyjacielem.
W ciszy czai się strach. Ukryty za codziennymi czynnościami czeka na sposobność do ataku. Postanowiłam nie dać mu satysfakcji. Przygniotę go optymizmem. Wczoraj utwierdziłam się w przekonaniu, że sens życia jest wielowymiarowy. Nie potrafię rozpaczać, bo wiem, że byłoby to puste... Po prostu. Górnolotne frazy rozproszyły się po kątach. W tykaniu zegara tkwi uświęcona zwyczajność. Fajerwerki są dla tych, którzy nie kochają.

środa, 15 czerwca 2016

Wariacje uczuciowe! Widok dzieci na zielonej trawie wywołał wzruszenie ponad miarę... Wilgoć zatrzymana pod powieką nie obnażyła mnie przed obcymi. 
Uwielbiam tę bezczelną młodość, która z taką pewnością siebie paraduje ulicami miasta. Śmiech, głośne rozmowy, pośpiech i emocje, emocje, emocje. Nadmierne, wylewające się i tak niesamowicie piękne. Ocalić w sobie dziecko... Jak???

środa, 8 czerwca 2016

A po powrocie do domu ośmioro błękitnych oczu przywróciło mi równowagę. Zanurzyłam palce w śniadych łydkach córci, gęstych czuprynach chłopców i odzyskałam spokój. Moc dotyku. Balkonowe wariacje KN tchnęły we mnie optymizm, mimo że nie miałam siły skomentować (wstręt do liter po całym dniu obcowania z nimi może być niejako naturalny). A! I jeszcze jedno - na rozgrzanej słońcem ulicy spotkałam rudą Anię, która stała się kobietą! Padłyśmy sobie w ramiona i nie było w tym geście sztuczności. Niektórzy ludzie sprawiają, że świat staje się piękny, radosny i przyjazny.
Przyklejona do ściany szeroko otwierałam oczy. Kolejny prztyczek w nos - a masz - myślałaś, że wokół ciebie są sami otwarci ludzie? Skostniałe myśli wygłaszane ze śmiertelną powagą odbijały się od ścian dusznego pokoiku. Nie mogłam pohamować irytacji, która z czasem przerodziła się w próbę zrozumienia... Powietrze ze mnie uleciało.Wzięłam głęboki oddech i słuchałam, mówiłam, słuchałam, mówiłam. Wygibasy wyobraźni spowodowały w mojej głowie kolejną premierę. Kukiełki podrygiwały, krztusiły się, nadymały, by po każdej scenie kłaniać się publiczności. Teatr to czy cyrk?

sobota, 4 czerwca 2016

W pozornej ciszy szum skojarzeń okraszony śpiewem ptaków. Zawieszenie...Pulsowanie jestestwa. Skąd w nas tyle sprzeczności: odkrywanie, pęd ku nowoczesności i pragnienie powrotu do tego, co pierwotne? Szamotanina z samym sobą. Co przekazać dzieciom, by były szczęśliwe?

piątek, 3 czerwca 2016

Gęsto, gęsto od emocji. Miało być radośnie i beztrosko, ale nie wyszło. Drzemią w nas - ludziach stresy z całego tygodnia. Piątek nie jest najlepszym dniem na odreagowanie, za świeże to wszystko, za wyraźne. Praca, która staje się drugim życiem, zaczyna dominować, nie jest to dobre. Trzeba oddychać powietrzem wolnym od naleciałości. Skrawek zachodzącego słońca prześwitujący przez konary drzew więcej daje niż wspomacze. W refleksach jest moc, która uspokaja, po prostu koi napięte nerwy!

czwartek, 2 czerwca 2016

Cóż, przerwa w pisaniu bywa pożyteczna. Powód? Banalny...Wstyd pisać. Czerwcowy deszcz spowodował, że odrodziłam się literkowo. Dwa miesiące doświadczeń, myśli, które gdzieś umknęły. Warto powrócić do niektórych wydarzeń. 
Koncert zespołu "Koniec świata" przeniósł mnie w zupełnie inną rzeczywistość. Obserwując żywiołowość nastolatków, swoisty wybuch młodości, wdychając kurz, pot ciał wirujących w szaleńczym pędzie, odkryłam, że duch w narodzie jednak nie umarł! W naszym małym miasteczku było o niebo więcej energii niż kilka tygodni temu w Łodzi! Pocieszające... Trochę przykro, że nie mogłam rzucić się w ten rozgorączkowany tłum. Nie mogłam, bo nie wypada...Ratunku, ale drobnomieszczańskie hamulce. Niestety.
A później, zupełnie przez przypadek, trafiłam na coś w rodzaju podróży w czasie. Z głośników dobiegały oswojone teksty, a ja mogłam wykrzyczeć z siebie: "Mój jest ten kawałek podłogi, nie mówcie mi więc, co mam robić!". Namiastka młodości.
Był też wieczór gier bez prądu. Gromada dorosłych walczących o wygraną. Salon na chwilę stał się miękkim kocem, na którym razem z przyjaciółmi odgrzebywałam radość z obcowania z ludźmi. Śmiech, krzyk, emocje. Po prostu pięknie. Dobrze, że doprowadziłam mój plan do końca.
Wyjście do opery stało się okazją do spojrzenia prawdzie w oczy - nie moja to historia...Słoń mi na ucho nadepnął. Lwowski balet mnie urzekł, a warszawski śpiew zachwycił (kilka razy), ale też zdenerwował. Płytka historia zniecierpliwiła. Na pewno jednak (mimo że się nie znam), muzyka powalała.