niedziela, 15 lutego 2015

Przemierzanie życia...Dosłownie i w przenośni. W wędrowaniu jest coś ulotnego. Ślad stopy na drodze jest jedyny w swoim rodzaju. Niby nic, ale tak naprawdę coś. Byliśmy dzisiaj na cmentarzu, spotkanie przeszłości z teraźniejszością. Można by nas posądzić o tani sentymentalizm. Zarzucić skłonność do oklepanych odruchów. Ja jednak potrzebuję takich wycieczek. Stojąc nad grobem bliskich lub po prostu znanych mi kiedyś ludzi w jakiś sposób dotykam śmierci. Dotykam śmierci i zarazem celebruję życie. Doceniam każdą chwilę, zapach, dźwięk. Kultura masowa odebrała ludziom radość życia. Wmówiono nam pewne potrzeby (o ile nie wszystkie), a przecież prawdziwa wartość tkwi w szczerości odruchów, intensywności odczuwania bliskości drugiego człowieka, w czasie, który mu poświęcamy. Ziarenka maku składające się na makowiec życia. Uf, jakie kulinarne metafory. Tandetne, ale moje. Niedziela zapamiętana jako: aromatyczna kawa, rozmowy z chłopcami, wydeptywanie ścieżek, gotowanie z Jackiem (zapach mielonych...), śmiechy z Edytą (próbującą zapanować nad netem). Wreszcie szara farba na dnie mojej ulubionej torebki (nie potrafiłam się złościć - to bardzo dobrze!). Co przyniesie jutro?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz