piątek, 27 lutego 2015

Jak zachować radość życia? Mam wrażenie, że niektórzy wcale jej nie poszukują, nie pragną. Ostrowiec jest maleńki, dzisiaj po raz kolejny spotkałam małego, dziwnego, zmęczonego wszystkim człowieczka o rozbieganych oczkach. Jego wiek mógłby wskazywać, że mamy do czynienia z kimś mądrym, doświadczonym, a tu taki klops! Ze starej twarzy zieje nienawiścią, wykrzywione grymasem usta wypluwają obelgi dotykające niemal wszystkich, Poprzednim razem (o ironio!)           w kancelarii proboszcza był to potok zalewający właścicieli sieci komórkowych (wtedy wydawało mi się to nawet zabawne), dziś pani sprzedawczyni w pierogarni  musiała wysłuchać narzekań (niewłaściwe słowo) na lekarzy nazwanych konowałami, na obecny rząd (niezbyt oryginalne), na Tuska, na Kopacz itd. Kto daje ludziom prawo do trollowania na ulicach? Grabaż ma rację:
"Bywasz piekącym jadem trollów 
Na internetowym forum 
Vivat Polonia frustrata! Vivat Dąs Psychopata!"
 Ociekanie jadem odbywa się nie tylko w sieci, ale także na ulicy. Smutne. Przykre. Dobrze, że były ze mną dzieci. Kamil ma zdolność rozbawiania do łez. Lubię z nim rozmawiać.

czwartek, 26 lutego 2015

Spotkanie po latach. Tak można powiedzieć. To wielka sztuka umieć rozmawiać z kimś, z kim straciło się kontakt (nie fizyczny - duchowy). Nadspodziewanie dobrze wypadło. Ulga i swoiste poczucie radości, nie musieć udawać, po prostu dobrze się rozumieć. Nie o wszystkim trzeba mówić, nie wszystkie tematy poruszać. Można i należy zgrabnie lawirować, by nikomu nie stała się krzywda. Chyba o to właśnie chodzi w relacjach z innymi. Napisy na ścianie nie powinny być martwe. 
A wczoraj? Wczoraj było odprężająco, śmiesznie, pogodnie i życzliwie. Dobrze jest popytlować         z dziewczynami, które mają z jednej strony podobne do mojego spojrzenie na świat, z drugiej zaś skrajnie inaczej je realizują. Kilka  godzin prawdziwej babskiej uczty bez grama wspomagaczy (no, chyba że za takie uznamy ciasto i lody). Czerpać pełnymi garściami z kontaktów z ludźmi, sedno życia i jedyny sens.

środa, 25 lutego 2015

"Dyskretny bohater" książka - czytadło. Można odpocząć, chwilę pobyć w innej rzeczywistości. Od dawna czekam na lekturę, która mną wstrząśnie, która mnie zachwyci i rozkocha w sobie. Ostatnio takich uczuć doznawałam, czytając wywiad rzekę z prof. Mikołejką. Zaimponował mi ten niepozornej postury człowiek swoją rozległą wiedzą, błyskotliwością i mądrością. Dobrze, że istnieją wokół nas ludzie patrzący na świat głębiej, to zmusza do pracy nad sobą, odkrywania nowych potrzeb. Chroni też przed zagubieniem, pogrążeniem się w konsumpcjonizmie. Jest jeszcze jedna korzyść płynąca z poznawania filozofów, otóż dzięki nim stajemy się bardziej tolerancyjni, lepiej rozumiemy innych ludzi. "Nic tak nas nie określa jak dzieciństwo" dowodzi Zbigniew Mikołejko,
i ma, naturalnie, rację."Cała reszta to tylko przypis do dzieciństwa". Możemy próbować uciekać od przekazanych, wyuczonych wzorców, ale to nie jest łatwe, bo one zostają  w nas niejako wdrukowane, wbite. Sposób patrzenia na świat i na ludzi jest chyba tak naprawdę po prostu sumą doświadczeń tych, z którymi obcujemy w dzieciństwie, to oni nas kształtują. Mały człowiek chłonie rzeczywistość bardzo intensywnie, chce wierzyć w szczerość intencji. Pamiętam jakim wzorem byli dla mnie rodzice, nadal są. Od jakiegoś jednak czasu nie odmawiam im prawa do człowieczeństwa (czytaj słabości). Gdy byłam małym berbeciem, żyłam w przekonaniu, że są to istoty nieomylne, najmądrzejsze na świecie. Później krok po kroku odkrywałam ryski na tym obrazku. Podobnie było   z innymi dorosłymi, np. nauczycielami. Doskonale pamiętam, jak bolało, gdy zauważałam ich słabości, wady, rozdźwięk między tym, co mówią a tym, co robią. Naturalna kolej rzeczy. Szkoda tylko, że taka gorzka. Szkoda, ze sami podlegamy takim procesom. Chciałabym być dla moich dzieci wzorem, ale wiem, że to bardzo trudne. Chłopcy bez trudu demaskują każdy fałsz. To dobrze, często dzięki nim jestem przyzwoitym człowiekiem, pilnują, aby słowa znajdowały odbicie                           w rzeczywistości.
W ostatniej "Polityce" jest świetny reportaż o ojcach herosach. Mężczyznach, którzy poświęcają życie swoim ciężko chorym dzieciom. Piękni ludzie.Po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że "cudownie jest, powietrze jest, dwie ręce mam, dwie nogi mam".

niedziela, 22 lutego 2015

Spotkanie ze sztuką? Niestety nie. Choć dobrze było na chwilę wyjść z roli matki (nie do końca - myśli krążyły wokół dzieciaków) i chłonąć zapach obcego miasta, obcych miejsc. "Atak Impro!", cóż, może gdybym widziała ten gatunek po raz pierwszy, zachwyciłabym się szczerze i bez zastrzeżeń.W piątek jednak czułam niedosyt, uwierały mnie niedociągnięcia. Zresztą Jacek miał podobne zdanie. Oboje doszliśmy do wniosku, że Buksiński z Lublina jest o klasę lepszy, barwniejszy, może mniej krzykliwy, mniej swobodny, ale na pewno jest mistrzem w swoim fachu. Mimo wszystko warto było...Dla samego obcowania z innymi ludźmi, dla obserwacji - Łódź o północy tętni życiem aż miło. Tysiące twarzy, każda z nich poszukuje, błądzi, wtapia się w migające światła.

środa, 18 lutego 2015

Dawno mnie nie było;-) Życie płynie spokojnie. To chyba dobrze, choć czasem budzi się we mnie głód wrażeń. Szukam bodźców, układam w głowie historie, które mogłyby być opowieścią. Póki co brak mi determinacji, aby je zmaterializować, literki nie lądują na kartkach, nie są wystukiwane, wylegują się w kącikach mózgu, od czasu do czasu radośnie podskakując. Wczorajszy spacer uświadomił mi, że ludzie wykonują mnóstwo schematycznych zajęć, ponieważ nie mają pomysłu na życie (ja też). Z uporem maniaka czyścimy, pucujemy, robimy zakupy, gotujemy, jemy itd. Gdzie w tym wszystkim sens życia, gdzie czas na refleksję? Miliardy minut strawionych na niczym. Z drugiej jednak strony te wszystkie czynności  są ważne, na swój sposób dają poczucie bezpieczeństwa. Błędne koło.
Ostatnio opublikowano badania, z których wynika, że ok.6,2 mln Polaków nie przeczytało w minionym roku żadnego słowa drukowanego (ani prasy, ani książek)! Boję się naszego społeczeństwa.

niedziela, 15 lutego 2015

Przemierzanie życia...Dosłownie i w przenośni. W wędrowaniu jest coś ulotnego. Ślad stopy na drodze jest jedyny w swoim rodzaju. Niby nic, ale tak naprawdę coś. Byliśmy dzisiaj na cmentarzu, spotkanie przeszłości z teraźniejszością. Można by nas posądzić o tani sentymentalizm. Zarzucić skłonność do oklepanych odruchów. Ja jednak potrzebuję takich wycieczek. Stojąc nad grobem bliskich lub po prostu znanych mi kiedyś ludzi w jakiś sposób dotykam śmierci. Dotykam śmierci i zarazem celebruję życie. Doceniam każdą chwilę, zapach, dźwięk. Kultura masowa odebrała ludziom radość życia. Wmówiono nam pewne potrzeby (o ile nie wszystkie), a przecież prawdziwa wartość tkwi w szczerości odruchów, intensywności odczuwania bliskości drugiego człowieka, w czasie, który mu poświęcamy. Ziarenka maku składające się na makowiec życia. Uf, jakie kulinarne metafory. Tandetne, ale moje. Niedziela zapamiętana jako: aromatyczna kawa, rozmowy z chłopcami, wydeptywanie ścieżek, gotowanie z Jackiem (zapach mielonych...), śmiechy z Edytą (próbującą zapanować nad netem). Wreszcie szara farba na dnie mojej ulubionej torebki (nie potrafiłam się złościć - to bardzo dobrze!). Co przyniesie jutro?

sobota, 14 lutego 2015

Niesamowite! Od samego rana trwała we mnie walka materializmu z duchowością. Miotałam się nieprzytomnie, przygotowując przyjęcie urodzinowe dla Kubusia (oberwało się przy tym moim synom, niestety) i jednocześnie kontemplowałam rzeczywistość. Trudne do pogodzenia, a jednak. Na szczęście udało mi się uniknąć ogłupienia spod znaku Walentynek . Skąd w ludziach potrzeba pustych gestów, plastikowych serc, wymuszanych bukietów, obowiązkowych "romantycznych" kolacji? Głód emocji? A może po prostu brak zdrowego rozsądku, niemożność samodzielnego myślenia? Bezkrytyczne chwytanie wszystkiego, co podtyka rynek, z całą pewnością należy łączyć ze swego rodzaju deficytem. Z drugiej jednak strony inwazja czerwieni i serc może być dla wielu ludzi pretekstem do zbudowania czegoś pięknego (choć chyba w to nie wierzę). Nic to, przeszło. Jutro będzie nowy dzień. 15 lutego, niedziela.

piątek, 13 lutego 2015

Słońce, można się w nim wykąpać. Spływa z nieba bardzo hojnie. Bardzo dobrze. Wczorajsze spotkania ze znajomymi z pracy uświadomiły mi, że tęsknię za tymi ludźmi. Człowiek to zwierzę stadne, jednak. Dzieciaki przybiegły, by się przywitać, miły gest, tak jakoś ciepło na sercu. Mówiły jedno przez drugie, kolejny raz odkryłam, że wiele mi daje młodzieńcza energia, żywię się nią.Bardzo ważne jest to,aby nie zapominać o ludziach, nie izolować się. Jesteśmy sobie potrzebni. W związku z tym: miłego dnia! Wstałam, co prawda, o 6.00, Wy na pewno też już dawno na nogach, ale mimo to życzę miłego dnia, dobrego. Rozglądajmy się wokół siebie. Podziwiajmy nasz piękny świat, gdziekolwiek będziemy. Do "napisania"

czwartek, 12 lutego 2015

Czwartek, czwarteczek, czwartuniek, pięknie! Grzywka na bok, błysk w oku. Zapuszczam się miedzy ludzi. Poobserwuję, porozmawiam, pośmieję się i wrócę, wyciągnę pachnące pudełeczko z myślami i delikatnie pogłaszczę niektóre z nich. Wczoraj zrodziła się we mnie potrzeba wygrzewania w słońcu, może raczej nie zrodziła, a odrodziła. Dzisiaj natomiast moje myśli krążą wokół przypadkowo poznanych ludzi. Tych, z którymi los zetknął mnie na chwilę. Twarze migają mi przed oczami, analizuję nasze relacje. Odzywa się chęć odgrzebania niektórych znajomości, od innych uciekam nawet myślami.
Poza tym dzisiaj jest naprawdę szczególny dzień. Szesnaście lat temu po raz pierwszy zostałam mamą. Byłam młodziutka, ale wiedziałam, że dam radę. To był szczególny rodzaj euforii. Kubuś...mały Kubuś - ruchliwy człowieczek, który wniósł do naszego życia mnóstwo nowych uczuć, szaleństwo spostrzeżeń! W 2003r. kolejny powód do odczuwania bezbrzeżnego szczęścia -Kamilek, a siedem miesięcy temu powtórka z radości - Jagoda. Tyle banałów napisano o macierzyństwie. Najważniejszego nie da się opisać, jest niewypowiedziane.

środa, 11 lutego 2015

Wróciłam, siadłam i poczułam potrzebę obnażania poprzez słowa. Za plecami zostawiłam sąsiadów, tłumy w "Biedronce", samochody z kierowcami o różnych minach, a także miłe panie ekspedientki w osiedlowym spożywczaku, w zasadzie powinnam napisać w świątyni pożerania (coś na kształt świątyni dumania, prawie). Ciężkie niebo straszy i tak już przerażonych mieszkańców miasta. My - ludzie - zbyt łatwo dajemy sobie wmówić, że nadciągają  gorsze czasy. Chyba to na swój sposób lubimy. Pławimy się w narzekaniu.
- " Co słychać? "
- "A nic dobrego, tu mnie boli, sąsiad nieuprzejmy, dzieci nieczułe, mąż szkoda gadać..."
Litania rozwija się, rozciąga, pęcznieje. Do głowy nam nawet nie przyjdzie, że można inaczej.
-"Co słychać?"
- "Dziękuję, wszystko dobrze. Mam wspaniałe życie. Każdego dnia doświadczam czegoś nowego, sprawdzam poszukuję, tyle możliwości, tylu wspaniałych ludzi."
Zapachniało utopią, aż w nosie wierci. Ale dobrze jest pomarzyć, a nuż marzenie się spełni? Kto wie?
Mamy jedno życie, a trawimy je na zaspokajaniu przyziemnych potrzeb.
Obrazek z dzieciństwa.
Leżę na trawie, leniwie gryzę soczyste źdźbło, słońce pali, ale to całkiem przyjemne. Wdycham zapach lata. Kto by pomyślał, że będzie to jedno z najwspanialszych wspomnień. Szukam tych doznań, ilekroć znajdę się na zielonym skwerze...
"Przy całej złudzie i znoju jest to piękny świat"

wtorek, 10 lutego 2015

Ha! "Jesteśmy funkcją innych ludzi", żadne tam samodzielne byty, ot, ulepki z cudzych pragnień, tęsknot i żądz. Oglądamy siebie oczami innych, wszelkie próby wykrojenia sobie choćby odrobiny przestrzeni są jak walki Don Kichota. Nie ma jednak powodu do niepokoju, wszyscy na to chorujemy, więc ... Świat zza szyby bywa groteskowy, a raczej nie bywa, jest. Wydeptujemy ścieżki, maniakalnie powtarzając czynności, które sprawiają, że czujemy się ważni i poważni. A to bzdura, "bzdura jak mało która". Im więcej w nas powagi, tym mniej sensu. Im mniej uśmiechu, tym więcej żałosnego w gruncie rzeczy miotania się, histerycznych konwulsji. Podnoszę palec, by pogrozić mojej powadze, dam jej po nosie, niech wie, że ze mną nie ma przelewek.
Nasze ludzkie mrowiska, to wielkie kopce pozornego bogactwa. Nieustannie czegoś potrzebujemy, sięgamy, ściągamy z półek, klikamy, zamawiamy. Zaspokajamy głód posiadania, pożerając kilogramy, ba, tony przedmiotów.STOP. STOP.STOP.
Na początek kilka banałów, bla, bla, bla na miarę obnażania się w XXI wieku. Dowiedzcie się, że jestem, oddycham, jem, śpię i nawet myślę. To takie niecodzienne, takie cudowne. A do cholery. Puszczam do Was oko, zapraszam na dziedziniec, gdy narodzę się na nowo, być może pozwolę Wam  rozgościć się w salonie.
Pudełko z myślami upadło na podłogę, krawędzie nieco się powyginały, ale same myśli nie uległy zniszczeniu. Troszkę się poobijały, powykręcały, pozamieniały miejscami. To dobrze. Czas na zmiany w całym pudełkowym jestestwie. Otwieram oczy, w głowie wiele postanowień, niektóre z nich są z góry skazane na niebyt, zupełnie jak obietnice...noworoczne.