poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Skaczę z radości. To był bardzo dobry zwyczajny poniedziałek. Potężna dawka stresu i prawo jazdy w kieszeni. Teraz pozostało mi jedynie doprowadzić m ó j plan do końca. Do roboty. Żyj kolorowo.

niedziela, 23 sierpnia 2015

Rzut oka na rozmiękczoną słońcem okolicę przyczynił się do wyłowienia wielu szczegółów. Biegniemy na oślep, niby mamy plan dnia, niby wiemy, co musimy zrobić, a i tak nie obywa się bez chaotycznego tańca, drgawek codzienności. Przyodziani mniej lub bardziej starannie mrużymy oczy, wyczekując okazji do złapania szczęścia. Mimo różnic jesteśmy identyczni. Gonimy za marą.I bardzo dobrze!
Ostatnie dni były dla mnie paletą nowych doświadczeń. Odkryłam urok podróżowania z mamą, siostrą i córcią. Pociągowe kołysanie pozornie usypiało, ale tak naprawdę wyostrzało zmysły, przygotowywało do rwania pełnymi garściami chwil zawieszonych na dawno już planowanym sznureczku o nazwie babskie wędrowanie. 
Miasto przywitało nas istną kaskadą promieni. Uśmiechało się do nas ulicznym gwarem, zachwycało czystością i kolorami. Wszystko niby dobrze znane, oswojone, a jednak świeże, inne, radosne. Namiastka czegoś, czego nie dane nam było zakosztować w dzieciństwie, skraweczek marzeń o powetowaniu strat. Tak bardzo zgodnie, ręka w rękę, babcia z wnuczką, mama z córkami, córka z mamą. Głowy zadarte wysoko, by nie przeoczyć, nie zapomnieć, nie pominąć. Nie znałam tych uczuć. Przemierzanie świata z chłopcami i z Jackiem ma zupełnie inny smak. Na początku naszej babskiej wyprawy zdałam sobie sprawę z tego, że jestem przesiąknięta męskim spojrzeniem na świat. Musiałam po prostu odkopać w sobie kobietę. Nie było to łatwe, ale dawałam radę.




niedziela, 16 sierpnia 2015



Relacje międzyludzkie, niby siedzimy razem, niby rozmawiamy, a tak naprawdę w większości są to kontakty powierzchowne, nietrwałe. Masa ludzka z wykreowanymi przez handlowców potrzebami.


Umiemy zadbać o stół, nie umiemy pielęgnować znajomości. Piszę w liczbie mnogiej, ponieważ sama na to cierpię. Pamiętam smutek towarzyszący oglądaniu wystawy prac Abakanowicz, dojmujące uczucie pustki, mimo zwielokrotnienia. Jak u Steda: "Chodzę tu, chodzę tam, w tłumie ludzi zawsze sam".

sobota, 15 sierpnia 2015

Po przerwie...

Wakacyjne milczenie czas przerwać. Wystukam myśli, które nie mieszczą się w pudełeczku. Katarzyno NP, dziękuję za mobilizację, biorę się w garść. Codzienność miesza się z ekscytacją, strachem, radością, dumą oraz wieloma innymi uczuciami. Lęk przed niebytem, irracjonalny, ale jednak. Roman Opałka też obsesyjnie myślał o przemijaniu, konsekwencja w utrwalaniu godzin, minut, sekund wprawiła mnie w osłupienie. Cenię ludzi, którzy uparcie podporządkowują sobie rzeczywistość. Tysiące godzin przy sztalugach, próba zatrzymania tego, co niemożliwe do zatrzymania stały się sensem istnienia. Wszystko inne pozostawało dodatkiem. To nie tak, malarz chyba nie chciał zatrzymywać czasu, chyba raczej zależało mu na ukazaniu jego upływu. Co ciekawe, ciąg cyfr nie przeraża, wręcz przeciwnie, fascynuje, zaprasza do odliczania. 
Moje odliczanie kryje w sobie niczym niewyróżniającą się codzienność. Pod jedną z cyfr uczucie ulgi, zawieszenia, dotykanie nitki, na której zawisła bliskość, wysiłek, radość, złość na własną słabość, a wszystko to pod bieszczadzkim niebem z wetlińskim wiatrem we włosach. 
Pod inną rodzina skupiona wokół dwojga jubilatów - taty i córki. Dużo zamieszania, zgiełku, ale też tkliwość, taka jakby miękkość,a może raczej lepkość uczuciowa. Utarło się, że urodziny są pewnego rodzaju przejściem, Te były szczególne - pierwsze i czterdzieste.  Nie wiem tylko, czy sami jubilaci byli tego świadomi. Wydaje mi się, że rytuały urodzinowe są bardziej potrzebne gościom niż tym, którzy doświadczają przełomu. Wiele zależy od nastawienia. Jedno jest pewne, to doskonały pretekst, by pobyć razem. Tak zwyczajnie. Pobyć.
Kolejna cyfra skrywa swoisty zew wolności, zew spod znaku motocykla. Zapomniałam już, że można tak odpłynąć, odkleić się od rzeczywistości. Żadna tam szalona jazda, ot, parada. Dla mnie szczególna, po pierwsze dlatego, że od dawna nie miałam okazji wdychać wiatru agresywnie atakującego nozdrza, po drugie dlatego, że towarzyszył nam Kuba na swoim motocyklu. Rozczulający i zarazem niepokojący widok. Odkryłam (kolejny raz), czym jest męska rywalizacja. Zabawne ściganie się ojca z synem. Zabawne i niepokojące zarazem. Uświadomiłam sobie jak bardzo lęk o dziecko blokuje, paraliżuje. Staram się nie ulegać złym myślom, ale one są bardzo natrętne. Z jednej strony cieszę się, że nasz syn tak ukochał tę motocyklową swobodę, z drugiej boję się o jego bezpieczeństwo. Emocjonalny taniec na linie. Odczucia trudne do pogodzenia.
Następna cyferka jest nieco rozmazana łzą wzruszenia. Zakupy z Kamilkiem. Niby zwykły odruch, a jednak tak niespotykany. Dwunastolatek dzielący się swoimi pieniędzmi z siostrą, to jest dopiero coś. Mięciutki, misiowy polarek stanie się pamiątką, naszą rodzinną pamiątką.
Poniżej cyfra zarezerwowana dla siostry. Rozmowy, zależności, odkrywanie siebie oko w oko. Wiele niewypowiedzianej czułości (nie potrafimy jej sobie okazywać), wiele uwag, wychwytywania podobieństw. I różnic. 
Na koniec jeż tuptający po naszym skwerku. Światło latarki śledzące jego wędrowanie. Dobrze mieć świadomość, że żyje z nami zwierzę, cokolwiek to znaczy. 
To nie był koniec, jest kolejna cyfra - rodzice. Moi i Jacka. Uczą tolerancji i cierpliwości, ich obecność jest żywym dowodem na odwrócenie relacji.Są cyframi symbolizującymi początek i zarazem koniec.