poniedziałek, 2 marca 2015

Gdyby przyszło mi zaplanować życie, z całą pewnością nie zrobiłabym tego z rozmachem. Nigdy nie miałam rozbuchanych marzeń, chyba nie mogłabym być wynalazcą, nie pchnęłabym machiny dziejów. Czy to źle? Człowiek powinien być szczęśliwy. Ba! Już słyszę komentarze, tak, szczęście mieni się milionami barw. Wróćmy do planów. Pamiętam (całkiem dobrze), jak w liceum wpisywaliśmy do kroniki nasze marzenia, plany dotyczące przyszłości. Z pełnym przekonaniem naskrobałam, że będę miała dużą rodzinę, zostanę nauczycielką, stanę się grubą Renią (cha, cha, cha!). Całkiem udane zaklinanie rzeczywistości. Zgadnijcie, który z elementów układanki najbardziej mnie drażni? Który bym wymieniła? Gdy teraz o tym myślę, dochodzę do wniosku, że dwa należałoby zmienić. Mam wymarzoną, wspaniałą rodzinę (tę moją czwórkę, rodzeństwo, rodziców, teściów), wiem, że otaczają  mnie życzliwi, ciepli i mądrzy ludzie. W ogóle mam szczęście do ludzi. Wielu z nich jest wspaniałych. Co bym zmieniła? Otóż, jak każda kobieta, swój wygląd - te kilogramy, które mnie niekiedy przytłaczają, zaburzają moje postrzeganie rzeczywistości. Po drugie pracę. Tak, nie wyobrażam sobie siebie w szkole za kilkadziesiąt lat. Uwielbiam kontakt z młodzieżą, ale boję się, że z upływem czasu stanę się stetryczałą, zrzędzącą, wiecznie niezadowoloną nauczycielką - panią "wszystkowiedzącą". Brrr! Przerażające. Zachwycam się świeżością dzieciaków, ich skłonnościom do fantazjowania, poszukiwania radości w drobiazgach (np. umazaniu się farbą - były takie dwie dziewczynki, które przygotowując dekoracje, wymalowały same siebie. Wyglądały cudownie zabawnie, ale ściągnęły na siebie gniew niektórych nauczycieli, choć przecież nie zrobiły nikomu krzywdy...). Buntuję się przeciwko brakowi dystansu do siebie, nieumiejętności odróżniania wesołości od nieposłuszeństwa. Świat byłby piękniejszy, gdybyśmy nie bali się żyć kolorowo!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz