Nasze narodowe rozdwojenie jaźni, sprowadzanie najgłębszych uczuć do poziomu obrzędu. Skąd dzisiaj takie myśli? Pojawiły się za sprawą banalnej czerwonej wstążeczki przyczepionej do budy wózka prowadzonego przez młodziutką dziewczynę. Obrazek z kolejki do kasy w sklepie. Zastanawiające, tyle w nas sprzeczności. Klepiemy modlitwy i uprawiamy czary mary. Wierzymy w Boga, ale na wszelki wypadek chwytamy się za guziki na widok kominiarza, obchodzimy różne święta - narodziny Chrystusa, zmartwychwstanie, ale boimy się, gdy czarny kot przebiegnie nam drogę, nie wietrzymy pościeli w piątek itp. Lubię się temu przyglądać. Zabawnie jest wyłapywać takie rozbieżności. Mam wrażenie, że jako naród jeszcze nie opuściliśmy tych pogańskich łąk z bożkami. Narzucenie nam wiary w jedynego Boga wymusiło zmianę zachowania, ale najwyraźniej nie mentalności. Gdzieś w głębi duszy tkwi w nas potrzeba zaklinania rzeczywistości, ludowego zamawiania. Chodzą szeptuchy po ulicach, robią znak krzyża, mieszają obrządki i nawet tego nie wiedzą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz