piątek, 11 września 2015

Odkorkowałam butelkę z marzeniami. Pływała sobie gdzieś w odmętach świadomości kołysana przez codzienność pod linijkę. Znowu wszystko przez to przemijanie. Gdyby nie ono, butla tkwiłaby na swoim miejscu, czekając na spełnienie. Zachwiany rytm za sprawą niby banalnej wywiadówki. Wbita w szkolną ławkę pilnie wsłuchiwałam się w słowa płynące z ust wesołej, sympatycznej blondynki. Ale tylko przez chwilę, ponieważ przestrzeń, w której się znalazłam, zaskoczyła mnie swoją innością, odmiennością. Wszędzie panoszyły się kable, schematy, metale, tajemnicze urządzenia.Słowem świat, do którego nie mam dostępu. Poszybowałam do lat młodości, wyłączyłam się. Przypomniały mi się spacery po szkole, przesiadywanie w parku, opowieści Jacka o kolegach z technikum (sklejałam sobie ten świat z drobnych kawałeczków). I nagle, po ponad dwudziestu latach (ładne mi nagle, a jednak...) oglądam tę rzeczywistość z perspektywy matki. Zabawne doświadczenie. Nie mogę się przestawić. Żyję w dwóch światach. A marzenia? Zaatakowane przez tę przestrzeń obudziły się, wyciągnęły łapki. Muszę się nimi zaopiekować.
Tydzień obfitował w spotkania. Różne. Z reguły narzucane przez rytm roku szkolnego. Szkoła podstawowa jest już przeze mnie oswojona, ale myśl, że mój drugi syn jest w niej ostatni rok, jeszcze do mnie nie dociera. Lada chwila Kamilek przejdzie do gimnazjum, zacznie się wyrywać z gniazda, fruwać samodzielnie. Kolejne, powolne, naturalne przecinanie pępowiny. Wyczekiwanie zmian i zarazem desperackie łapanie dzieciństwa swojego dziecka. Ach...
I jeszcze jedno. Jacy jesteśmy, my - ludzie? Lubimy pomagać, ale w większości tylko wtedy, kiedy nas to nie obciąża lub kiedy chcemy poczuć, że jesteśmy dobrzy, tacy wrażliwi. Gdy przychodzi zmierzyć się z koniecznością udzielenia wsparcia burzącego nasz spokój, chowamy głowę w piasek, wywołujemy demony, szukamy usprawiedliwienia. Tyle samo wśród nas Polaków idiotów, zwyrodnialców, wrażliwców, mędrców, pracusiów, ile wśród tych, co uciekają... Prawda trudna do przełknięcia. Dlatego niektórzy plotą historie o zakonnicach, którym emigranci poderznęli gardła. "Żaden Polak by tego nie zrobił".. Ufff. Sza. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz