wtorek, 14 kwietnia 2015

Zagłębiona w miękki fotel łowiłam dźwięki płynące ze sceny. Rozkoszowałam się i złościłam zarazem. Muzyka piękna, wielobarwna (10 artystów) kładła się słodkim plastrem na sercu, wywoływała galop wspomnień, skojarzeń, refleksji. A z tyłu głowy kołatała myśl, że to nie tak powinno być, koncert na krześle - delikatny dysonans. Choć z drugiej strony występ wymagał skupienia. Dzięki niemu można było docenić wszystkie niuanse, dźwiękowe smaczki. Kolejny raz bliskość Jacka pozwalała na podróż w przeszłość. Wycieczki samochodem z piosenkami Nosowskiej w tle. Lata dziewięćdziesiąte XX wieku. Młodość...spod znaku wrażliwości kształtowanej przez kasetowe (kto dzisiaj o tym pamięta?) nagrania. Co wywoływało złość? Chyba atmosfera, ludzie przyspawani do krzeseł. Brak spontaniczności.

Bardzo lubię metafory budowane przez K.N., niewymuszone, poetyckie, magiczne. Lubię jej styl bycia - niezmienny od lat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz