poniedziałek, 9 listopada 2015

Nici z poszukiwania inspiracji! Weekend przygniótł mnie wirusem. Pod dachem przyjazne dusze, we mnie głód rozmów i ... potworna niemoc. Tak wiele sobie obiecywałam, a tu klops. Życie, banalna plecionka z oczekiwań i faktów. Córcia również chora, chłopcy dźwigają codzienność na swych barkach. Kuba przemierzył szmat lasu, by udowodnić samemu sobie, że jest wytrwały i silny, Kamilek wydeptywał ścieżki z kolegami z klasy (jak dobrze!), a Jacek pełnił honory pana domu. Leżałam tępo patrząc w sufit i próbowałam pozbierać myśli (ciało mnie nie słuchało). Niedziela  przywitała nas słońcem. Powoli odzyskiwałam równowagę. Żałowałam, że nie mogłam nocą wieść rozmów Polaków... Mam nadzieję, że kiedyś to nadrobię😜.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz