niedziela, 23 sierpnia 2015

Rzut oka na rozmiękczoną słońcem okolicę przyczynił się do wyłowienia wielu szczegółów. Biegniemy na oślep, niby mamy plan dnia, niby wiemy, co musimy zrobić, a i tak nie obywa się bez chaotycznego tańca, drgawek codzienności. Przyodziani mniej lub bardziej starannie mrużymy oczy, wyczekując okazji do złapania szczęścia. Mimo różnic jesteśmy identyczni. Gonimy za marą.I bardzo dobrze!
Ostatnie dni były dla mnie paletą nowych doświadczeń. Odkryłam urok podróżowania z mamą, siostrą i córcią. Pociągowe kołysanie pozornie usypiało, ale tak naprawdę wyostrzało zmysły, przygotowywało do rwania pełnymi garściami chwil zawieszonych na dawno już planowanym sznureczku o nazwie babskie wędrowanie. 
Miasto przywitało nas istną kaskadą promieni. Uśmiechało się do nas ulicznym gwarem, zachwycało czystością i kolorami. Wszystko niby dobrze znane, oswojone, a jednak świeże, inne, radosne. Namiastka czegoś, czego nie dane nam było zakosztować w dzieciństwie, skraweczek marzeń o powetowaniu strat. Tak bardzo zgodnie, ręka w rękę, babcia z wnuczką, mama z córkami, córka z mamą. Głowy zadarte wysoko, by nie przeoczyć, nie zapomnieć, nie pominąć. Nie znałam tych uczuć. Przemierzanie świata z chłopcami i z Jackiem ma zupełnie inny smak. Na początku naszej babskiej wyprawy zdałam sobie sprawę z tego, że jestem przesiąknięta męskim spojrzeniem na świat. Musiałam po prostu odkopać w sobie kobietę. Nie było to łatwe, ale dawałam radę.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz