wtorek, 5 marca 2024

Tu i tam…

 Ostatnie weekendy wirowały w głowie. Spotkanie z dziećmi we Wrocławiu to piękny czas. Zwyczajne rozmowy, wymiana spojrzeń, żarty. Wszystko takie swojskie, bliskość jest wspaniała. 

Potem wzrok wbity w obrazy. Zwielokrotniony ból istnienia, fobie… Poczucie, że niektóre z tych dzieł zostały wyrwane, wprost wyszarpane ze mnie. Przygarbiona sylwetka pod złowrogo zwisającym pajęczynowym niebem. Pełzający, zdeformowany, zagubiony człowiek. Zalepione oczy… To moje stany, gdyby przyszło mi namalować uczucia, byłyby to obrazy  łudząco podobne to tych, które stworzył Beksiński (pod warunkiem, oczywiście, że zostałabym obdarzona talentem). To dziwne uczucie, tak stać naprzeciwko obrazu i widzieć na nim siebie, aż do bólu. Bardzo ważne jest to, że sam artysta nie silił się na tłumaczenie swoich intencji. Zero picu, pustego, podszytego egzaltacją komentarza. Tak lubię! Stąd artyzm. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz